Wjezdzajac do Ekwadoru jak zwykle bylismy nastawieni optymistycznie choc juz w Nikaragui spotkalismy pare z Bulgari ktora zostala napadnieta(z bronia w reku) w miejscowosci Esmeralda na wybrzezu.Ostrzegali nas mowiac ze choc kraj jest piekny a ludzie w wiekszosci mili nalezy uwazac bo z racji tego ze turystow jest masa przestepczosc rosnie.Zawsze takie rady biezemy na powaznie i stosujemy sie do do nich.Z reguly jestesmy ostrozni.Nigdy nie rozbijamy namiotu w dziwnych miejscach. Przewaznie pytamy wlascicieli domow czy pozwola nam sie rozbic w ogrodku lub gdzies w poblizu,nie szwedamy sie po nocach i nie afiszujemy sie z ni czym oraz zawsze milo zwracamy sie do lokalnych i z pietyzmem respektujemy ich kulture oraz zwyczaje.Tak bylo i tym razem. Opusciwszy Quito udalismy sie w kierunku Narodowego Parku Cotopaxi aby zobaczyc jeden z najwyzszych aktywnych wulkanow na swiecie (5897 m.n.p.m).W parku mozna bylo do tej pory biwakowac ale ze wzgledu na wzmozona aktywnosc zabroniono tego i po godzinie 4 tej po poludniu nalezy opuscic rezerwat.Postanowilismy wiec poszukac noclegu w okolicznej wiosce i nastepnego dnia wyruszyc aby zobaczyc ten niespokojny cud natury.Namiot pozwolila nam rozbic w swoim ogrodku mila pani oraz poinformowala nas ze wieczorem bedzie impreza z walkami bykow tuz przy Kosciele i koniecznie musimy to zobaczyc.Oczywiscie byla to dla nas gratka wiec z usmiechem na twarzach poszlismy uczestniczyc w zabawie.Przywitano nas milo i nawet poczestowano lokalnym alkocholem oraz zachecono do wziecia udzialu w Corridzie.Nawet wyszedlem na arene oczywiscie wtedy kiedy Byk byl daleko. wszyscy bardzo sie z tego smiali ze Gringo nie bal sie groznego stwora z rogami ostrymi jak widly.Jeszcze przed zmrokiem pozegnalismy sie z ludzmi i poszlismy spac.Rano spakowalismy sie i popedalowalismy pod wulkan.Widoko zapieraly dech w piersiach a jeszcze bardziej brak powietrza bo wjechalismy na wysokosc 3975 m.n.p.m. narobilismy pieknych zdjec i szykowalismy sie do powrotu.Po drodze adze zachcialo sie pojsc na strone wiec stanelismy w lasku sosnowym.Po minucie uslyszalem jakies krzyki i wolanie wiec pomyslalem ze moze jakis borsuk lub lis zainteresowal sie siuiajaca po sosenka malzonka wiec poszedlem to sprawdzic.Zamiast wscieglego zwierza zobaczylem age trzymajaca garsc przepieknych maslakow.Grzybow nie zbieralismy wieki wiec radosc byla wielka. Po godzinie mielismy 2 torby najpiekniejszych grzybow na swiecie.Po drodze wyobrazalismy sobie jak to je z cebulka i jajkiem na kolacje usmazymy.Wrocilismy do wioski zrobilismy zakupy i zaczelismy szukac miejsca na biwak.Znalezlismy kawalek pola miedzy dwoma gospodarstwami wiec zapytalismy sie gospodarza czy tu mozna i czy jest bepiecznie.Oczywiscie zapewnil nas ze to spokojna okolica i bez problemu mozemy na noc zostac.Rowery w razie by padalo kazal nam postawic u stodole i nawet uzyczyl nam patelni abysmy mogli te cudenka upichcic.Szybko sie zorganizowalismy i gzyby wyladowaly na patelni a aromat jaki z siebie wydobywaly zainteresowal okolicznych mieszkancow bo przyszli do nas na zwiady przynoszac swieze mleko jajka ,owoce a nawet pek galezi do ognia bo jak jeden z gospodarzy ostrzgl "Noce sa tu chlodne".Bande dzieci ktora ze soba przyprowadzili obdarowalismy balonami co sprawilo im ogromna frajde.jeszcze raz nas zapewniono ze tu jest bezpiecznie i uscisnawszy rece nawzajem pozegnano nas serdecznie zyczac milej nocy.Zanim odeszli jedna pani zaproponowala nam wizyte na jednej z licznych chodowli roz z ktorych slynie ten region wiec z niecierpliwoscia czekalismy na nastepny dzien. Najadlwszy sie jak przyslowiowe baki poszlismy spac.Z toreb rowerowych wziolem ze soba aparat i komputer aby przezucic zdjecia i napisac cos o tym bajkowym miejscu. ledwo co sie ulozylismy namiot dziwnie zaczal sie przechylac i giac. Poczatkowo myslalem ze to moze jakas krowa albo ten byk z fiesty jakims cudem tu sie zapuscil i postanowil poturbowac bialasow. Jednak po chwili gdy zaczeto rozsuwac zamiki i uslyszelismy glosy wiedzielismy ze jest problem. Wyciagnieto nas z namiotu i rozdzielono mnie trzymalo 3 typow przystawiajac noz do gardla i grozac ze jak nie przestane sie wyrywac to gardlo mi poderzana a age obmacywalo szukajac pieniedzy dwoch zbirow.Wywrocono namiot i rzeczy do gory nogami zaczeli krzyczec gdzie sa pieniadze i brali w rece wszystko co popadlo.jako ze ciezko szlo im to szukanie wciagneli age do namiotu kazac jej oddac wszystko co cenne. Cudem adze udalo sie usiasc na paszportach i tym sposobem zachowalismy je. Reszta jak komputer,aparaty,cieple kurtki a pieniadze jakie mielismy w kieszeniach poszly wraz ze zlodziejami w las(przy okazji polamali nam namiot).Ja jako ze sie wyrywalem i chyba jednemu pociagnolem z kopa dostalem najbardziej ale nic mi nie polamano wiec ciesze sie z tego. Agdze nic nie zrobili no troche kolana i golenie ma obdarte.Gdy juz mieli wszystko co chcieli puscili nas i zaczeli uciekac. Aga pobiegla do najblizszego domu po pomoc a ja za zlodziejami ale ze bylo ciemno jak w du...e poddalem sie po chwili. Z reszta prakowalo mi tchu bo przes wiekszosc czsu trzymano mnie za gardlo zebym sie nie darl. Zadzwonilismy kozystajac z telefonu wlasciciela domu na policje ale ta przyjechala dopiero po godzinie i mieli taki miny jak bysmy ich ze snu wyrwali.Krecilismy sie razem z nimi po okolicy szukajac igly w stogu siana. Prosilismy ich aby pytali mieszkancow ale oni zapewniali ze to nic nie da. W koncu zagrozilismy im ze pojdziemy do prasy o oglosimy to na caly swiat wiec toroche ruszyli do roboty ale i tak bez skutku.Zaproponowano nam nocleg w jednym z prywatnych domow i kazali czekac do rana.Nie bede wam pisac jak slamazarnie im to wszystko szlo. Ignorujac nas odsylasi z komisariatu do komisariatu bez zadnego ladu i skladu. W koncu wyladowalismy w prokuraturze i tam spisali nasze zeznania.Na poczatku nie brano nas na powaznioe ale gdy Aga zagrozila ze pojdzie do prasy i telewizji troche sie wystraszyli.Poszlismy i tak i co prawda reporter wzial to na powaznie i nakrecili z nami wywiad od razu zapewnil ze to moze nic nie dac bo takich spraw jest tu wiele tylko rzad to ukrywa aby nie stracic turystow. Nastepnego dnia poszlismy na spotkanie ze sledczym ktory mial podjac dochodzenie w tej sprawie.Po spedzeni pol dnia z w miare rozgarnietym gosciem i wruceniu na miejsce rabunku wiedzielismy ze nie mamy co na pomoc policji liczyc a sam policjant powiedzial ze takich napasci na turystow jest kilka dziennie a oni nie maja na to srodkow ani wsparcia rzadu do walki z tym.Postanowilismy dzialac sami i wloczymy sie po rynkach i pytamy ludzi bo musimy te zeczy odzyskac bo inaczej podrozy sobie dalszej nie wyobrazamy. Prosimy wszystkich o naglosnienie tej sprawy.Po prostu mowcie znajomym i ostrzegajcie wszystkich tych co maja sie do Ekwadoru udac!!!! Adios.