Do Esmeraldy trafilismy nie bez powodu bo podobno z tamtad mozna bylo najlatwiej dostac sie na Cayo Cruz ktore jeszcze nie zostalo zasypane hotelami siegajacymi niebachoc jak sie dowiedzielismy stanie sie to wkrotce. Esmeralda jest miasteczkiem calkowicie nie turystycznym to i ze znalezieniem noclegu nie bylo latwo choc nie jest to niemozliwe nam udalo sie traffic fajny pokoj za 15 usd ale gdzies na tylach miasteczka.Porzuciwszy plecaki wrocilismy do malego centrum aby tam zasiegnac jezyka odosnie Cayo Cruz.Wiekszosc mieszkancow nie miala pojecia co sie tam teraz dzieje lub jak to w tym kraju bywa opowiadali nam jak sie okazalo pozniej historie wyssane z palca.Postanowilismy na chwile zawiesic dzialalnosc wywiadowcza i powloczyc sie troche po okolicy oraz poszukac czegos do jedzenia.Szybko przekonalismy sie ze nie bedziemy sie tu nudzic bo na pierwszym rogu stala beczka a raczej cysterna w ktorej znajdowalo sie lokalne piwo Tinima. Jedynym warunkiem aby wprowadzic ten boski napoj do wlasnego krwiobiegu bylo posiadanie jakiegos naczynia.Bez wachania wylelismy wode z naszej 1.5 litrowej butelki i ustawilismy sie grzecznie w kolejce.Mozecie mi nie uwiezyc ale to bylo chyba najtansze piwo jakie do tej pory kupilem bo za cale pyszne 1.5 litra zaplailem 7 peso kubanskie czyli ok 1 zl.Nie bede wam duzo opowiadal co bylo dalej ,powiem tylko tyle ze zawiazalismy przyjaznie na smierc i zycie z cala kolejka ktorej sklad sie nie zmienial przez wiele godzic co najwyzej pojawiali sie nowi degustatorzy.Kolejnym miejscem od ktorego nie moglismy odejsc to budka z lodami tak pysznymi ze kupowalismy sobie od razu po dwa zeby nie wracac do kolejki zbyt czesto. Lody oczywiscie byly z automatu( tak jak kiedys u nas w Polsce)i w kilku smakach. mnie najbardziej wchodzily kokosowo czekoladowe a Adze truskawkowo smietankowe.Mimo ze bylismy tam dostatecznie dlugo nie zawarlismy zadnych przyjazni ani nie wymienilismy sie adresami jak to bylo przy beczce z piwem .Rzecz to niepojeta ze choc piwo i lody najlepiej smakuja zimne to tylko te pierwsze ma moc ocieplania stosunkow miedzyludzkich niesamowite prawda! Nastepnego dnia na powaznie zabralismy sie za szukanie transportu na Cayo Cruz co sie okazalo nie lada wyzwaniem. Zaden autobus ktory dowozil pracownikow nie chcial nas zabrac a taksowki krzyczaly ogromne kwoty.Poradzono nam abysmy sie dostali do wioski Brasil i moze z tamtad bedzie latwiej.Wcale nie bylo i sporo sie naczekalismy aby cos zlapac. W koncu zltowal sie nad name starszy pan ktory pozwolil nam ulokowac sie na pace mocno wysluzonej furgonetki.Zapatal nas po co tam jedziemy bo ani hoteli ani restauracji ani zadnego miejsca na nocleg nie znajdziemy bo to dopiero wszystko sie robi.Mimo to postanowilismy jechac.Kurcze nawet droga byla w budowie po ktorej smigaly wylacznie ciezarowki wyladowane materialami budowlanymi z ktorych kuzylo sie tak ze po 20 stu minutach wygladalismy jak pracownicy zwirowni.Po 1.5 h dotarlismy na miejsce.Tak jak pan z furgonu powiedzial oprocz placu budowy na ktorym powstac mial ogromny obiekt hotelowy(600 pokoi) nie bylo nic a moze jednak bylo. Byla piekna dziewicza plaza obmywana przez cudownie blekitne wody cos jak te podobne na Cayo Coco.Pobieglismy tam co sil w nogach po drodze zrzucajac z siebie zakurzone ubrania.Nie mielismy za duzo czasu bo pan ktory nas przywiozl wracal za godzine i musilelismy sie w tym czasi wyrobic bo inaczej czekala nas noc wsrod workow po cemencie. Jak na razie buduja tam tylko jeden hotel ktory ma byc ukonczony za 2 lata ale miejsce jest tak piekne ze za pewne powstanie ich wiecej i juz nie bedzie tak wspaniale.Bylismu dumni z siebie ze widzielismy te cudne miejsce zanim ogrodza je plotem i wypelnia krzykliwymi turystami.Z pelnym usmiechem na twarzy wracalismy do Esmeraldy i nawet kurz ktory wydawal sie nam jeszcze gestrzy niz wczesniej nie byl w stanie nam go popsuc.Jedna rzecza a wlasciwie dwie nas tylko trapily, z kad my wezmiemy teraz pusta butelke i czy kolejka bedzie tak samo dluga jak wczoraj. Adios