Po tym jak pobyt na Cayo Santa Maria wprowadzil nasze zycie duchowe na wyzszy poziom postanowilismy odwiedzic tyle Cayo ile sie da podczas calej podrozy po Kubie. Nastepnym przystankiem byla Cayo Coco ktora byla wieksa od swojej poprzedniczki I jak samo za siebie mowi bardziej skomercjalizowana przez nie znajace litosci korporacje turystyczne.Poztanowilismy wiec niezwlocznie je zbadac I ocenic wedlug wlasnych kryterii. Oczywiscie nocleg w tym miejscu calkowicie odpadal ze wzgledow finansowych jak I logistycznych. Dokladnie tak jak w przypadku Cayo Santa Maria trzeba sporo sie natrudzic aby tam dojechac nie wydajac fortuny na taxi. Ulokowalismy sie w miasteczku Moron gdzie wczesnie rano zatrzymywaly sie autobusy lini Trans Metro jadace na Cayo Coco aby dowiezc tam pracownikow Hoteli. Miasteczko jest dosc sympatyczne a I ze znalezieniem noclegu za 15 usd tez nie ma wiekszego problem szczegolnie jezeli zadeklarujemy ze zostaniemy wiecej niz jedna noc! Probowalismy tez troche taniej w noclegowniach dla Kubanos ale nikt sie nie odwazyl twierdzac ze naloty policji sa zbyt czeste I nie warto ryzykowac pobytu w miejscach przypominajacych obozy w Guantanamo.Poszwedalismy sie po okolicy popytalismy miejscowych gdzie najlepiej zlapac autobus I o ktorej(najlepiej przy szpitalu na drodze wylotowej I wczesnie razo miedzy 7 a 8 mej),opilismy sie swiezo wycisnietym sokiem z trzciny cukrowej i udalismy sie do naszej kwatery aby kontrolowanie stracic prytomnosc celem naladowaia biologicznych akumulatorow.Ladowanie nie powiodlo sie w 100 stu % a to za sprawa klimatyzatora ktory wypluwal swoje wnetrznosci aby schlodzic pokoj troche jak na jego mozliwosci ciut za duzy. Kierowca znow marudzil ze nie moze nas zabrac i mosimy jechac czyms innym ale w koncu dal sie przekonac (nie musze opowiadac co mi w tym pomoglo). Musicie wiedziec ze kierowca takiego autobusu zarabia ok 100 zl miesiecznie wiec 5 dolcow w postaci prezentu ma tu wielkie znaczenie! Na punkcie kontrolnym troche zwilgotnialy nam rajtki kiedy to poproszono nas o wyjscie z autobusu i okazanie paszportow a sam kierowca wygladal tak jakby popil morele zimna woda a w okolicy nie bylo zadnego wychodka!Okazalo sie ze tylko chcieli spisac nasze dane tak na wszelki wypadek i po 10 minutach oddali nam dokumenty zyczac milego pobytu a naszemu kierowcy oczy z powrotem wrocily do oczodolow i pojechalismy dalej.
Dzien przed wyjazdem dowiedzielismy sie ze mozna tam ujzec cale stada Flamingow ktore wczesnie rano zeroja na plytkich wodach wiec wytrzeszczajac slepia do granic wytrzymalosci probowalismy je wysledzic.Niestety nie mielismy szczescia bo choc Flamingi faktycznie tam byly to zbyt daleko aby je dokladnie obejzec,widzielismy tylko rozowe plamy na wodzie troche szkoda ale to byl dobry znak,to znaczy ze sa i wczesniej czy pozniej je wytropimy.Wysadzono na przy Hotelu Playa Cayo Coco i wzkazano droge na plaze.Bylo wczesnie wiec plaze byly niemal puste i poczulismy sie znowu jak w raju. Niewyczerpany blekit oceanu mieszal sie jeszcze z niebem na ktorym wschodzace slonce pozostawilo dogorywajace plomienie tworzac krajobraz ktorego piekno oddac mogli by tylko najwieksi poeci. Znalezlismy sobie ustronne miejsce i tylko wieczorny glod zmusil nas do powrotu do domu.Cayo Coco jest bardzo podobne do Cayo Santa Maria wiec szukac jak sie okazalo nie musialem dlugo.Adios