Choc walki Kogutow na Kubie sa zjawiskiem powszechnym I stanowia duza atrakcje turystyczna to sa I takie ktore rzad uznaje za nielegalne a to dla tego ze na takich mozna duzo zarobic z czego wladze oczywiscie nie maja zadnej kozysci. My trafilismy na nie calkiem przypadkiem wylacznie przez swoja nieposkromiona ciekawosc.Widowisko to jest wrecz nie do opisania I choc fanem wszelakiej przemocy nie jestem to atmosfera jak unosi sie wokol calego zajscia jest godna opisania chociaz nie wiem czy podolam temu zadaniu bo do tego najlepiej nadawal by sie komentator sportowy z wileloletnim starzem. Postaram sie dluga historie skrocic aby potencjalny czytelnik na smierc sie nie zanudzil. A bylo to tak.
Probowalismy bez skutecznie zlapac transport z Nuevitas ale ze to bylo wczesnym popoludniem(to sa najgorsze godziny na zlapanie transport)nic nie jechalo a jak juz cos jechalo to I tak sie nie zatrzymywalo.Czas wyczekiwania odbil sie na naszej skorze ktora zaczela powoli skwierczec a schowc sie nie bylo za bardzo gdzie bo podobnych do nas nazbieralo sie wiele I wszystkie ocienione miejsca okupowane byly przez tubylcow. W koncu zatrzymala sie ciezarowka wyladowana do polowy pomidorami a litosciwy szofer pozwolil wszystkim wejsc na poklad.Wleklismy sie niemilosiernie slimaczym tepem bo pomidory jak wiadomo transportu nie lubia I aby nie dotarly w postaci przecieru kierowca trzymal noge wszecie byle tylko nie na pedale gazu. Nagle zboczyl z glownej trasy w droge usiana dziurami wielkosci basenu olimpijskiego co jeszcze bardziej spowolnilo nasza jazde(a myslalem ze juz bardziej nie mozna).Jakby tego bylo malo po godzinie to zna czy po 2 km zatrzymal sie I cos burknowszy pod nosem do nas pobiegl do lasu I tyle go widzielismy. Poczatkowo myslalem ze za potrzeba wyruszyl ale wiekszosc z autostopowiczow zeszla z paki I ustawila sie na poboczu w nadzieji ze cos nadjedzie.Dwoch innych pasazerow poszlo w kierunku w ktorym udal sie woznica wiec I my tam poszlismy nie wiedzac wlasciwie po co. Drozka prowadzila w glab lasu z ktorego dochodzily glosy coraz bardziej wyrazne choc calkowicie nie zrozumiale dla nas. Po przejsciu 200 tu metrow ukazal sie nam plac na ktorym stalo cos przypominajacego mini arene. Klepisko ogrodzone bylo bambusowym plotem nad ktorym zawieszono dach z palmowych lisci.Prowizoryczny parking wypelniony byl bryczkami zaprzegnietymi w konie ktore z reszta sa bardzo popularnym srodkiem do przemieszczania sie po Kubie.Na pierwszy rzut oka bylo ze 100 ludzi a wiekszosc z nich oblegalo prymitywny bar gdzie za 1 zl polewano sredniej jakosci rum.Gdy tylko dostrzeglismy klatki w ktorych stroszyly swoje piorka koguty wiedzielismy gdzie jestesmy.Dodatkowo ciekawosc nasza rozbudzila cudowna won pieczonego miesa ktora jawila sie obietnica wypelnienia zadnych pozywiena zoladkow.W pierwszej kolejnosci postanowilismy udac sie do zrodla tajemniczej woni ktora poczatek swoj brala z opiekanego nad prawdzimym ogniem prosiecia.Bez watpienia I nawet bez pytania o cene zamowilismy po porcji pieczystego w akompaniamencie duszonych babanow wspieranych sosem z dyni. Pyszne to bylo musicie mi na slowo uwiezyc a gdy podano nam do tego szklaneczke rumu stopy oderwaly sie nam od ziemi.Rwac kesy soczystej wieprzowiny przygladalismy sie na ludzi ktorzy ni z tad ni z owad zaprzestali rozmow i zaczeli ustawiac sie wokol areny.Byl to znak ze kogucie igrzyska czas zaczac.Choc poczatkowo nie wzbudzalismy zadnego zainteresowania to sytuacja zmienila sie w chwili wyjecia aparatow fotograficznych.Wywolalo to poruszenie nie mniejsze niz w chwili wpuszczenia kogucich wojownikow na blac bitwy.Stanowczo zabroniono nam robienia jakich kolwiek zdjec pod grozba usuniecia z widowni.Nawet nam nie przyszlo do glowy aby negocjowac i nasze aparaty wyladowaly na dnie plecakow bez powrotnie straciwszy mozliwosc uwieczenia tegoz niespotykanego zjawiska.Na otarcie lez zaproponowano nam wziecie udzial w zakladach ktore mialy przeniesc nas ze swiata nedzy w oazy luksusu. Szkoda ze mielismy tylko 25 dolarow i 300 peso kubanskich po kogut ktorego wytypowala aga pozbawil sil swojego przeciwnika w kilkanascie minut wysylajac go (jak sie domyslam )wraz z marchewka i pietruszka do stojacego juz na ogniu g garnka.Choc jest to brutalne i nigdy sie przekonac nie dam co do tego typu rozrywki to w jakims sesie jest to niesamowite.Determinacja zwierzat i chec zwyciestwa za wszelka cene robi wrazenie. Poza tym szacunek jakim otaczaja zwierzeta ich wlasciciele jest uzekajacy i nie chodzi tu tyklo o chec szybkiego zarobku. Wiaze sie z tym prestiz spoleczny ktory na kubie ma o wiele wieksze znaczenie niz pieniadze. W ciagu 3 godzin widzielismy trzy walki w ktorych poniosly smierc dwa koguty a jeden choc ciezko ranny podobno mial sie wylizac i zamiast skonczyc jako ganie glowne niedzielnego obiadu mial powrocic na ring bogatszy o nowe doswiadczena.Przesiaknieci atmosfera rywalizacji i pokryci szczatkami upiezaenia opuscilismy to niesamowite miejsce w towarzystwie innych uczestnikow ktorzy zaoferowali nam podwozke do najblizszej wioski. Bedac pod wrazeniem calego zajscia dlugo nie moglismy zasnac a satysfakcja z wygranej w postaci 80 dolarow w duzej mieze do tego sie przyczynila.Jezeli zapytacie mnie jak to sie stalo ze wygralismy pieniadze na czyms na czym calkowicie sie nie znamy to wam nie odpowiem.Moge powiedziec tylko tyle ze bylismy pod takim wrazeniem calej tej sytuacji ze nawet gdyby puszczono nas w samych majtkach to przez dlugi czas nawet bysmy sie nie zorientowali co sie nam przytrafilo Adios.