O zolwich jajach bedzie za chwile najpierw opowiem wam jak sie tu znalezlismy czyli w La Libertad. Granice przekroczylismy w La Hachadura I jak zwykle poszlo jak po masle a pan celnik zyczyl nam milego pobytu i bezpiecznej podrozy co zawsze jest bardzo budujace.Od razu zlapalismy pierwszy autobus i nawet nie wiedzielismy gdzie chcemy jechac.Zatrzymalismy sie na noc w Acajutli ale ze tak sobie nam sie tam podobalo na zajutrz ruszylismy dalej.Bladzac palcem po mapie padlo na La Libertad. Miasteczko blisko oceanu z dostepem do plazy i dosc dobrym zapleczem hotelowym.Czekajac przy drodze na autobus zlapalismy stopa i takim to sposobem 70 km przejachalismy za darmo .Co prawda plaze sa tu bardzo kamieniste ale wystarczy podejsc 10 minut (plaza las Flores) aby rozkoszowac sie mieciutkim piaskiem i blogim spokojem bo ludzi tam jak na lekarstwo.Zatrzymalismy sie Hoteliku Tonys Surf prowadzonym przez milego salvadorczyka ktory dal nam piekny pokoj z widokiem na ocean za jedyne 13 usa co La Libertad jest bardzo dobra cena. Zrzuciwszy mandzur pobieglismy rozejrzec sie po okolicy.Miasteczko jest bardzo fajne, ma duzy targ pelen pysznych owocow i warzyw,port z masa swierzych ryb i krewetek oraz promenade usiana niezliczona iloscia resturacji i barrow.Robiac ceviche rozmawialismy z Tonym ktory niezle mowi po angielsku a to dl;atego ze przez 15 lat pracowal w Kaliforni.Poczestowalismy go ceviche i chyba mu bardzo posmakowalo po zapowiedzial ze jutro to on postara sie przyrzadzic jakis lokalny przysmak wypilismy z nim po lokalnym piwku(Pilzner tak sie zowie i jest bardzo smaczne)i poszlismy spac.szczesliwi ze znow trafilismy w fajne miejsce.Tak bylem podrajcowany minionym dniem ze nie moglem zasnac i krecilem sie jak przyslowiowa kura na jajkach i nawet i przez mysl mi nie przeszlo ze to jajka beda glowna atrakcja nastepnego dnia.
Dzien zacza sie jak zwylke czyli od wczesnego sniadania i standardowym obchodzie okolicy itp nie bede was tym zanudzal. Gdy wrocilismy po poludniu do hotelu podbiegl do nas Tony i byl tak ucieszony jak szczur podczas otwarcia nowego kanalu.Mam cos dobrego mowi i zaraz to musimy zjesc bo sa bardzo swieze moj dobry znajomy mi przyniosl to wielki przysmak w salwadorze.Od razu dostalem gesiej skorki po wiedzialem ze napewno to nie bedzie kurczak z frytkami.Tym przysmakiem okazaly sie zolwie jaja bo wlasnie teraz jest na nie sezon.Wygladaja jak pileczki pimpongowe i maja mieciutka skorupke zupelnie inna niz np jaja ptasie aby sprawdzic czy sa swieze nalezy upuscic je z malej wysokosci na stol i jak sie odbija jak pilka to znaczy ze sa pierwszej jakosci.Nasze takie byly wiec zabralismy ie do jedzenia.Odrywa sie kawalek skorupki wciska sie limonki troszke,krople pikantnego sosu,sol i najlepiej salse iglesia( to taki odpowiedik sosu sojowego) a potem prosto siup do otworu gebowego.Musicie mi uwierzyc na slowo sa pyszne zoltko jest otoczone bardzo mala iloscia bialka i jest bardzo kremowe cos w konsystencji mleczka skondensowanego ja wypilem az cztery i nawet Aga stwierdzila ze sa nieamowite chociaz na poczatku sie wzbraniala.Podobno to bardzo dobry afrodyzjak i Tony smial sie ze ze Agnieszka bedzie miala ciezka noc i mial racje.Ja skutki odczuwalem jeszcze rano i dlugo musialem stac pod zimnym prysznicem zeby swobodnie wyjsc na sniadanie.
P.S Oczywiscie mam zdjecia i wrzuce je pozniej bo mam maly problem z karta pamieci ale to da sie naprawic !!