Bedac w Piniar del Rio zapragnelismy odwiedzic okoliczne plaze ktore szeroko polecane
byly w przewodnikach. Wczesniej zrobilismy wywiad wsrod lokalnej ludnosci i niemal kazdy
pytany wskazywal na plaze w miejscowosci Maria La Gorda czyli po polsku gruba Maria.Jako
ze to dosc daleko wybralismy sie wczesnie rano.Juz po godzinie czekania na autobus,stopa
gwiazdke z nieba zorientowalismy sie ze nie bedzie tam latwo sie dostac.Musicie wiedziec
ze na Kubie jest zawsze problem z transportem do malych miejscowosci. Zadko jezdza
ichniejsze autobusy a prywatne samochody jak juz jada to sa przepelnione ze az
trzeszcza.Po dwoch godzinach czekania udalo sie nam wbic i to na sile do czegos co autobus
przypominalo.Wysadzono nas mniej wiecej w polowie drogi do celu(bo bonanza jechala w inna
strone)i wskazano miejsce gdzie mamy czekac na kolejna szanse ale nikt nie potrafil
powiedziec czy nam sie uda cos zlapac.Jednak po 10 minutach zatrzymala sie ciezarowka
slozaca do przewozu trzciny cukrowej a my szczesliwi jak swinie w g...e ulokowalismy sie
na pace gdzie otaczal nas zapach tejze wlasnie rosliny.Szczescie nasze trwalo 20 km bo
dalej trzciniarz nie jechal i zasyczawszy na nas(co wcale nie jest wulgarne w ich
kulturze)dal nam znak zebysmy sie zwijali.No i bylismy w ciemnej d...e.Od tego miejsca
zostalo nam jakies 80 km do grubej Maryski wydawalo by sie ze nie duzo ale my juz
wiedzielismy ze bedzie ciezko bo po drodze oprocz przypadkowych rowerow i luzem
beigajacych koni nic sie nie przemieszczalo.Stalismy jednak twardo bo nigdy nic nie
wiadomo jak nas nauczylo zycie.Bylismy takze wielka atrakcja dla taksowkazy ktorzy liczac
na dobry zarobek smialo do nas podjezdzali oferujac swoje uslugi(najmniej chcial gosc w
wysluzonym Lincolnie z lat 50 tych bo tylko 40 usa)ktore odzucalismy niemal od razu.
Zaczelismy sie wachac czy dobrze robimy jadac tam bo skoro juz jest problem to co bedzie
dalej.Jednak pamietajac to o czym mowili nam mieszkancy Piniar Del Rio (ze tam tak
pieknie)stalismy tward i nawet slonce ktore swiecilo coraz mocniej nie bylo w stanie
stopic naszych zapalow. Stopily je relacje pewnego niemca ktory wraz z grupa wracal na
rowerach wlasnie z Maria La Gorda. Gdy nas zobaczyl zatrzymal sie i nie zwarzajac na to ze
jego kamraci pojechali dalej powiedzial nam cos co powinnismy uslyszec przed wyruszeniem w
te strony. Okazalo sie ze na miejscu oprocz dwoch Hoteli w ktorych sa kosmiczne ceny nie
mam nic i zeby cos zjesc trzeba wydac fortune a widoki i samo miejsce wcale nie sa tego
warte. Chlopaki przejechali 250 km na rowerkach i strasznie sie rozczarowali.Na pewno nie
klamal po podroznicy staraja sie sobie nawzajem pomagac a dla mnie mnia niezadowolonego
turysty wystarczy aby nie kontynuowac podrozy w tym kierunku.Przeszlismy na druga strone
ulicy i wyciagnawszy kciuki postanowilismy wracac zanim lysy zagosci na niebie.Ku naszemu
zdziwieniu droga zleciala nam dosc szybko i dobrze po wypiwszy jakis podejrzany soczek
zaczelismy slyszec dziwne dzwieki w jamie brzusznej ktore zaowocowaly dlugim przebywaniem
w toalecie.Tak zmrnowalismy caly dzien i dzieki magicznemu napojowi kawalek nocy.Adios