Wyjezdzajac z Bogoty bylismy podekscytowani i poddenerwowani zarazem.Mielismy wyjechac o 6stej rano ale niestety jak na zlosc zawsze cos musi pojsc nie tak.Tym razem pompka do roweru a raczej moja niewiedza jak sie jej uzywa przyczynila sie do prawie 3 godzinnego opoznienia.Gdy zaladowalismy caly nasz mandzur na rowery i usadzilismy nasze dalekie od doskonalosci tylki okazalo sie ze w tylnim kole mojego jednoslada jest za malo powietrza.Zaden problem zdawac by sie moglo bo pompke mialem ale ni jak powietrze z niej do detki nie chcialo isc.W dodatku tak kombinowalem przy wetylku ze cale powietrze zeszlo a ja malo co sie nie rozplakalem.Pani w recepcji probowala pomoc ale i dla niej owa pompka najwyrazniej jawila sie nie z tego swiata i po 5 minutach stwierdzila ze lepiej zaczekac az sklepy otworza(w niedziele od 9 tej) i udac sie do specjalisty po porade.Rece mi opadly bo ruch na drodze zacza robic sie coraz wiekszy a zeby wyjechac z Bogoty nawet przy pustych drogach potrzeba 1 godzine.Rozebrawszy jeszcze raz ferelne urzadzenie w poszukiwaniu czegos co sprawi ze zacznie dzialac skonczylo sie fiaskiem a my poszlismy z tego wszystkiego na kawe liczac ze poprawi nam to humor.Przy filizance malej czarnej i mocnej jak diabli zastanawialismy czy warto dzis wyruszac.Byla dopiero 8 sma a drogi juz byly zakorkowane jak dojazd do cmentarzy u nas na Wszystkich Swietych. Postanowiismy wrocic do Hotelu i zostac jeszcze jedna noc a w miedzy czasie rozgryzc konstrukcje przyzadu skonstruowanego przez wyzsze cywilizacje.Jednak chyba ktos nad nami czuwa (nie wiem tylko czy na gorze czy na dole)bo zobaczylismy uchylone drzwi sklepu z rowerami.Oczywiscie jeszcze otwarty nie byl ale ktos sie juz szwedal w srodku wiec wpakowalismy sie beztialsko do srodka proszac o pomoc.Pan sluchal nas uwaznie i chyba nawet zalapal o co nam chodzi bo usmiechna sie tylko i przyniosl wszystkie pompki jakie mial na stanie to znaczy dwie.Malo co nie wyskoczylem z solidnie zacisnietych sandalow bo w tym ze szerokim wachlazu z pompkami znalazla sie i nasza.Okazalo sie ze trzeba rozkrecic ta czesc ktora sie naklada na wetyl i pozamieniac koncowki ta co byla na dole musi byc teraz na gorze czy jakos tak.Jak sie pozniej okazalo owa popeczka obsluguje az trzy rozne rodzaje wentylkow a ja juz bylem wstanie wcisnac ja w tylek sprzedawcy za sprzedarz wybrakowanego produktu.Z tego wszystkego zaczolem tak pompowac ze malo opona z obreczy nie zlazla i zeby nie Aga pewnie kawalki gumy walaly by sie po recepcji.
Sympatyczna recepcjonistka widzac nasza wscieklosc(oczywiscie wsciekli bylismy na samych siebie )probowala nas uspokajac mowiac ze az do samego wyjazdu z Bogoty biegnie droga dla rowerzystow wiec o korki nie musimy sie martwic.Postanowilsmy ruszac i niech sie dzieje wola nieba.
Mimo ze to byla Niedziela i mimo iz rzeczywiscie droga rowerowa biegla az do wylotowki to i tak zajelo nam to 2 godziny a to dlatego siodmy dzien tygodnia jest dniem rowerzystow. Gdy juz udalo sie nam wyjechac z miasta (gdzie bylo w miare plasko)pojawila sie kolejna przeszkoda tym razem naturalna Gory a miedzy nimi asfaltowa serpetyna ktora to jechac mielismy.Pewnie w rzeczywistosci nie jest tak wysoko ale nam na pierwszy dzien wydawalo sie ze koniec tej drogi jest przed brama Swietego Piotra a moze nawet Samego Zbawiciela.Tuz przed samym szczytem zatrzymalismy sie aby pragnienie ugasic a co najlepiej gasi pragnienie wiekszosc tych o od macochy nie sa doskonale wiedza.Czcigodny sprzedawca z pietyzmem uchylil kapsel i juz po chwili na nasze bolaczki przyszlo ukojenie.W dodatku uslyszelismy wspaniala wiadomosc bo dalej droga biegla juz tylko w dol i zamiast pedalow trzeba nalezy uzywac wylacznie hamulcow.Tego dnia przejechalismy 69 kilometrow i zatrzymawszy sie w przepieknie polozonym Hostelu padlismy na przyslowiowe ryje.Drugi dzien byl troche lepszy bo wiekszosc trasy leciala po plaskim z niewielkimi wzniesieniami ale juz jutro ma sie to zmienic i znowu bedzie dymanie pod niebiosa.Jednak i tak jestesmy z naszego wyboru zadowoleni bo widoki sa tak wspaniale ze miejscami az sie lezka w oku kreci a w dodatku wzbudzamy szacunek wsrod innych uczestnikow drogi ktorzy machaja i klaniaja sie nam na kazdym kroku a w duchu sobie pewnie mysla co za Debile zeby tak sie meczyc dla paru widoczkow. My jednak wiemy swoje i jechac pedziemy do poki do poty tchu w plucach nie zabraknie. Adios