W najbardziej rozchwytywanym przewodniku swiata jakim jest Lonley Planet o pustyni Tatacoa mozna przeczytac zaledwie pare zdan.Troche to niesprwiedliwe ale ja jestem z tego powodu bardzo szczesliwy.Zwiedzajacych co prawda nie brakuje ale w wiekszosci sa to Kolumbijczycy ktorzy odwiedzaja to miejsce wylacznie na weekend co sprawia ze w srodku tygodnia mozna poczuc sie jak na prawdziwej pustyni.Dojechanie tu rowerem nie jest latwe i zajmuje dosc sporo czasu.Dodatkowym utrudnieniem jest wysoka temperatura siegajaca czasem 50 stopni C dziwie sie ze farba z roweru nie splynela.Mielismy dojechac tam w jeden dzien ale zajelo nam to dwa wlasnie przez upal ktory przyczynil sie do tego za poddalismy sie 16 km przed celem.Nie bylismy w stanie krecic dalej bo po prostu woda nam sie pod deklami zagotowala.Zatrzymalismy sie w malutkiej miescinie La Victoria gdzie stanowilismy nie lada atrakcje szczegolnie wsrod malych dzieci ktore oblegly nas jak muchy no wiecie co!Staralismy sie byc mili jak to tylko bylo mozliwe ale 80 km w pelnym sloncu zwalalo nas z nog wiec pozegnawszy sie z urocza banda udalismy sie na spoczynek.Jako ze typowych noclegowni w tej malej norce nie ma musielismy skorzystac z przejmosci rodziny ktora za nie wielka oplata urzyczyla nam jedna ze swoich sypilani.Kolejna rzecz jaka musielismy zrobic to sie solidnie nawodnic bo wyschlismy na wior.Jako ze woda w naszej kwaterze nadawala sie do picia dorwalismy sie i nie chce was klamac ale tak z pol basenu olimpijskiego wypilismy od razu a drugie pol po zaczerpnieciu powietrza i dobrze ze zaczalem slyszec pekanie skory w podbrzuszu bo bym pil dalej.W sasiednim domu gospodyni przyrzadzala Tamales(ryz,kurczak,warzywa a wszystko zawijanie w liscie bananowca i parzone przez kilka godzin pychaaa)wiec posililismy sie i padlismy jak konie po westernie.Wstalismy o 4 ej rano aby dojechac przed wschodem slonca ale plany pokrzyzowal nam deszcz i godzine musielismy przesiedziec w pokoju czekajac az padac przestanie.Wyjechalismy gdy jeszcze troche padalo ale dzieki temu tak sie kurzylo a i powietrze bylo lzejsze.
Na miejscu bylismy o 7 dmej rano i mimo ze to pora sniadania w naszym przypadku calkowicie o nim zapomnielismy. Przez dobra godzine bylismy pod wrazeniem tego co widzielismy. Pustynia wyglada jak Wielki Kanion Colorado i w tym czase jest tu duzo zieleni wiec smialismy sie ze to taka pol pustynia.Rozbilismy namiot blisko urwiska pod drzewem ktore chronic nas mialo przed zarem z nieba.Troche mialem wyzuty sumienia bo pogonilismy pieska ktory wlasnie tam drzemki zarzywal ale coz takie zycie.Aga stwierdzila ze musimy znalezc kwiat na pustyni bo inaczej z tad nie wyjezdzamy no i znalezlismy kwitnace kaktusy a jak kwitna zobaczycie na zdjeciach.Spedzilismy caly dzien przechadzajac sie wsrod labiryntow Cuzco bo tak nazywane sa formacje piaskowe w tym miejscu.Nie wiem jak te zjawisko opisac bo to jest dla mnie cos zupelnie nowego.Jedyne co moge zrobic to pokazac wam zdjecia i zapewnic ze caly nasz wysilek nie poszedl na marne.Adios