Na zmiany pogody nie mocnych wie to kazdy kto choc raz byl w gorach.O duzyn szczesciu mozna mowic kiedy sie ma trzy dni pod rzad sloneczne na wysokosci powyzej 3000 tysiecy metrow , juz dwa dni co sukces.Nam sie nie udalo traffic nawet na jeden dzien dobrej pogody,W wiekszosci przesiedzielismy w hotelu (z hotelem to mialo tyle wspolnego co trabant z najnowszym modelem mercedesa clasy s ) z wyjatkiem gdy musielismy to wyjsc w celu napelnienia zoladkow.Lalo wialo i bylo zimno tak ze zeby dygotaly nam jak blotniki w rowerze ktorym jezdzila tesciowa mojej najstarszej siostry.Jeden dzien wydal sie nam dobry na wyprawe wiec szybko sie zebralismy i wyruszylismy.Do przejscia mielismy 15 km wiec nie ociagalismy sie wcale zwlaszcza ze juz po 2 kilometrach na niebie pojawily sie niezbyt przyjaznie wygladajace chmurzyska.Mozna oczywiscie bylo jechac rowerem ale trzeba bylo go zostawic 5 kilometrow przed wejsciem do parku wiec troche sie obawialismy czy bedzie bezpiecznie zwlaszcza ze wstep do rezerwatu jest darmowy a to oznacza ze zadnej obstawy raczej tam nie ma.Inna opcja to taksowka ktora liczy sobie ok 3 usd za osobe w jedna strone a to jak dla nas troche za duzo. Liczylismy ze ktos nas podwiezie i sie nie przeliczylismy bo po 3 km marszu mili ludzie z Medelinu zaproponowali nam podwozke gdyz w tym samym celu co my tu przyjechali.Gdy tylko dojechalismy do parking zaczelo juz troche padac ale jeszcze nie bylo powodu do rozpaczy zwlaszcza ze wyzej niebo wygladalo dosc dobrze.Pracownica parku ktora mimo brakow w przedniej klawiaturze serdecznie sie do nas usmiechnela i poprosila o wpisanie naszych danych do ksiegi odwiedzajacych.Ruszylismy jak oparzeni aby zdarzyc przed tym co jak sie pozniej okazalo nie uniknione bylo.Po 4 km wiedzielismy ze juz dobrze nie bedzie a im wyzej wchodzilismy nadzieje nasze pryskaly jak krople wody z siersci otrzepujacego sie psa. Zamiast pieknego wulkanu Azufral podziwialismy gestniejaca z minuty na minute mgle a oczka wodne ktore mielismy widziec po bokach naszego szlaku przeniosly sie nam pod nogi.Gdy dotarlismy na wysokosc 4000 m.n.p.m nie wiedzielismy wlasciwie gdzie mamy isc bo juz nic widac nie bylo.Bylismy 100 metrow od jeziora i musielismy sie zawrocic bo zejscie bylo strome, za strome aby pokonac je przy takiej pogodzie.Wracalismy do wioski z takimi minami ze mijajacy nas ludzie schodzili nam z drogi o malo nie zbaczajac ze szlaku.Co prawda zaraz po tym jak wyszlismy z parku jacys inni turysci( ktorym tak jak nam sie nie powiodlo)zaproponowali nam podwozke ale bylismy tak przemoczeni i wkurzeni ze nawet to nie poprawilo nam humoru.Mielismy nadzieje ze nastepnego dnia bedzie lepiej bo juz chyba gorzej nie moglo byc ale nie nie bylo lepiej wiec poddalismy sie i zrezygnowani bez entuzjazmu ruszylismy do Ipiales ostatniego miasteczka przed granica z Ekwadorem.Jest tam piekne Sanktuarium ktore odwiedzane jest przez setki tysiecy pielgrzymow z calej Ameryki Poludniowej i swiata oczywiscie. Zamierzamy rowierz tam pojechac i mamy nadzieje ze padac juz nie bedzie.Adios