Wjezdzajac do Peru bylismy nieco poddenerwowani bo jeszcze w Ekwadorze straszono nas ze Peru jest niebezpieczne a juz polnocna czesc to sami bandyci i zlodzieje i lepiej tam nie jechac . Z reguly wiekszosc turystow tylko przejezdza ta czesc kraju zatrzymujac sie dopiero w Trujillo. My postanowilismy zrobic inaczej niz inni i troche blizej przyjzec sie temu wszystkiemu.Na granicy jakos nikt nas przed niczym nie przestrzegal a sympatyczni celnicy i ludzie usmiechajac sie zyczyli nam szerokiej drogi.Peru rozni sie od Ekwadoru juz na pierwszy rzut oka. Domy sa duzo mniejsze i skromniej wygladajace a pobocza oblegane sa przez sterty smieci z ktorych unosi sie nieprzyjemny zapach.Mimo tego kraj od razu sie nam spodobal a to ze wzgledu przyjaznych mieszkancow,korzystne ceny wiekszosci produktow i pyszne jedzenie ktore sprzedaje sie doslownie wszedzie.Na pierwszy nocleg wybralismy miejscowosc Tambogrande polozona po srodku pustyni jakies 100 km od granicy z Ekwadorem.Mimo ze bylo niemilosniernie goraco jechalo sie nam dobrze a to dlatego ze wiekszosc drogi przebiegala po plaskim terenie.W Tambogrande polecam Hospedaje Buenos Aries tuz przy glownym rondzie gdzie za 6usd dostaniecie przyzwoity pokoj z lazienka i wygodnym lozkiem. Co prawda internetu nie ma ale za ta cene zbyt wiele wymagac nie mozna. Nastepnym wiekszym miastem jest Piura do ktorej mozna dojechac autobusem za 2 usd .My oczywiscie jechalismy rowerami i odcinek 60 kilometrow pokonalismy w 2.5 godziny.Mijajac jakas wioske natknelismy sie na bande psow wyjatkowo nie sympatycznych. Jeden zlapal mnie za lydke ale na szczescie nie mocno a drugi zebami rozerwal mi pokrowiec placaka.Ja oczywiscie nie pozostalem dluzny i jednemu z napastnikow przysporzylem sporo bolu traktujac go z cala sila kijem.Moge sie zalozyc ze po takim doswiadczeniu nie predko zdecyduje sie na kolejny atak bo gnal do domu z podkulonym ogonem zanaszac sie z bolu.
Bedac w Piura chcielismy pojechac na plaze ale miejscowi odradzili nam ten pomysl mowiac ze to nic specjalnego i ladniejsze miejsca sa niedaleko Chiclayo a tam wlasnie sie udac mielismy nastepnego dnia.Wyruszylismy wczesnie rano aby uniknac pustynnego skwaru ktory i tak nas zlapal gdzies w okolicach 12 stej i nie chcial puscic az do 17 stej.Wymeczeni, ze spalonymi nosami dotarlismy do Chiclayo. W miescie az roi sie od Hosteli i Hoteli na kazda kieszen. Bez problemu mozna znalezc dwojke za 6-7 dolarow z internetem i prywatana lazienka.Dodatkowo w tym dosc sporym miescie znajdziecie piekny park,ogromny targ z pysznymi owocami i lokalnymi specjalami od ktorych na sam widok slinka cieknie.Peruwianczycy kochaja jedzenie i naprawde wiedza jak je przyrzadzac.Nastepny dzien zlecial nam na zwiedzaniu okolicznych plaz i pustyni ktora w tym miejscu wglada bardzo pienknie a szczegolnie polecam Puerto Eten gdzie podziwiac mozecie piekne klify ktroe ciagna sie kilometrami. Bedac w ktoryms z przymorskich miasteczek takich jak Pimiental lub Santa Rosa koniecznie sprobujcie ceviche ktore jest pyszne i naprawde tanie.Przyzwoita porcja juz za 1.5 dolara z gwarancja swierzosci. Mimo ze plaze sa dosc ladne i czyste to kapac sie tam nie radze no chyba ze lubicie lodowata wode i chloszczace niczym bat fale.Lepiej podziwiac Pacyfik w tym miejscu z pewnej odleglosci. Narobilismy zdjec i wrociwszy do Chiclayo udalismy sie na wieczorny targ aby zapewnic podniebieniu rozkosz najwyzszego stopnia.Adios