Bardzo chcielismy zostac w Limie ale jeszcze tyle przed nami pieknych miejsc ze ruszac trzeba bylo dalej. Nastepnym przystankiem na naszej drodze bylo Pisco i Park Paracas gdzie to ogladac mielismy piekne wschody i zachody slonca na pustyni przylegajacej do oceanu oraz podziwiac pingwiny i stada fok na wyspach Ballestas. Prawie wszystko co zaplanowalismy nam sie udalo choc nie do konca.
Do Pisco jechalismy 3 dni co jak na 250 km nie bylo najgorszym wynikiem ale kosztowalo nas to wiele trudu gdyz caly czas wial dosc silny wiatr a to dlatego ze cala trasa wiedzie niemalze przy samym oceanie. Po trzech dniach bylismy wysmagani przez wiatr jak bandery na starym statku pirackim a lica kolorem zblizone byly to geby indianina po nieudanych lowach. Chociaz Pisco slynie z produkcji jednego z najbardziej rozpoznawalnych wysoko procentowych alkocholi jakim jest Pisco to tak na prawde nie ma co tam za bardzo robic no chyba ze kogos interesuje jego produkcja wiec moze zwiedzic jedna z destylarni. Trunek produkowany w tym miescie uzyskiwany jest z bialych slodkich winogron .Najpierw tworzy sie slodkie wino a pozniej po prostu sie to destyluje uzyskujac alkochol o duzej mocy ktory lezakujac w beczkach traci na niej(ten lepszy gatunkowo,slabej jakosci poprostu rozrabia sie z woda) i w zaleznosci od rodzaju mozna kupic pisco 35,40 ,43%.Tak jak kazdy trunek taki Pisco kosztowac moze kilka dolarow lub kilkaset i tylko od zasobnosci portwela nabywcy zalezy ktory wybieze.Zazwyczaj jednak calkiem niezle Pisco nabyc mozna juz za ok 10-15 dolarow za butelke.Jezeli chodzi o smak to prawie nic innego jak wloska grappa i pic to mozna bez zapijania mimo ze jest calkiem mocne. Podobno Chilijskie Pisco jest lepsze i dwa te kraje tocza wieloletnia wojne o to.Prawda jest taka ze receptura zostala przywieziona przez hiszpanow w te rejony pod koniec 18 tego i tak naprawde nikt nie moze dokladnie powiedziec kto zacza produkowac Pisco pierwszy chilijczycy czy peruwianczycy.faktem jest to ze to chylijczycy spozywaja i produkuja tego napoju 30 razy wiecej niz konkurenci choc oba te kraje w rownoznacznym stopniu czcza ten trunek traktujac go jako dobro narodowe.
Wyjechalismy z Pisco pod duzym wplywem Pisco i cale szczescie ze to Peru bo pedalujac robilismy takie osemki na drodze ze w europie zatrzymano by nas po 3 minutach a tu policjanci tylko sie z nas smiali myslac sobie oj biedni gringo dorwali sie do naszego bimbru.Po ujechaniu 12 km sterzenie procentow we krwi troche zmalalo a my wjechalismy do Paracas z kad udac sie mielismy na wyspy Ballestas.Okazalo sie jednak ze zbyt mocno wieje i zaden smialek w morzenie wyplynie . Polecono nam jednak zakupic bilety na nastepny dzien i poczekac na lepsza pogode.Tak tez zrobilismy.Bilet na lodke to wydatek 10 usd plus 5 za wstep do rezerwatu.Cala wyprawa trwa 2 godzinyw ciagu ktorych mozna podziwiac (niestety tylko z lodki)stada ptakow,fok,pingwinow etc etc.No ale to dopiero nastapic mialo! Teraz musielismy znalez nocleg a w tym turystycznym miasteczku wcale to latwe nie bylo. To znaczy hosteli jest bez liku ale w zadnym ponizej 40 soli za pokoj nikt zejsc nie chcial.Ale jak to sie mowi dobrym ludziom dobre rzeczy sie trafiaja i tak bladzac po uliczkach w poszukiwaniu kwatery na noc spotkalismy Polaka i Brazylijke ktorzy tez jechali przez Peru na rowerach.Po krotkiej rozmowie okazalo sie ze mozna rozbic namiot w Parku Parakas oddalonym 12 km od wioski.Wstep co prawda kosztuje 3 dolary ale oni mieli extra bilety podarowane od pewnych niemcow ktorzy zmienili zdanie i postanowili jechac gdzies indziej.Dwie godziny pozniej i kilku piwach zadecydowalismy ze pojedziemy tam razem aby przy ognisku w przepieknej sceneri podziwiac zachod slonca na jednej z plaz.Zaopatrzywszy sie w to co niezbedne na ognisko i przy ognisku ruszylismy.Choc to pustynia bylo przepieknie.Plaza na ktorej sie zatrzymalismy nosi nazwe Roja czyli czerwona i przy zachodzie slonca zasluguje w pelni na swoja nazwe.W dodatku podziwiac mozna przepiekne klify ktore dumnie ozdabiaja horyzont.Piekac kurczaka i delektujac sie wybornym Pisco rozmawialismy do poznej nocy dzielac sie doswiadczeniami oraz udzielajac sobie nawzajem roznych wskazowek.Na spoczynek udalismy sie w towarzystwie tysiaca gwiazd ktore na bezchmurnym niebie wygladaly spektakularnie a szum oceanu i delikatne popiskiwania wszendobylskich pelikanow wprowadzily nas w stan kontrolowanej utraty przytomnosci przez wielu z was nazywanych pieszczotliwie snem.Adios