Wszystkie wulkany maja cos w sobie pieknego i strasznego zarazem. Jedne dymia ,drugie ogniem ziona inne juz wygasle patrza dumnie na okolice wprawiajaca w zdumienie i podziw okolicznych mieszkancow i przyjezdnych. Nieczynne wulkany stanowia nielada atrakcje dla amatorow wspinaczki gorskiej a te latwiejsze sa oblegane przez mniej zaawansowanych wedrowcow ktorzy chca zajrzec w gardziel spiacego lub zupelnie nieczynnego potwora.
Objezdzajac solna rownine postanowilismy udac sie na wulkan Tunupa o ktorym to wiele slyszelismy bedac jeszcze w Uyuni.Prawie wszystkie wycieczki organizowane przez agencje oferuja swoim klijentom jedynie spojrzenie na ten cud natury z punktu widokowego co moim zdaniem nawet w polowie nie oddaje piekna tego zjawiska.W dodatku nalezy za to zaplacic 30 boliwianos(4 usd ) i jak niebo nie jest zachmurzone to cos tam mozna zobaczyc. My postanowilismy wykozystac nasz bilet wstepu do kazdego centa i zobaczyc jak najwiecej. Aby wejsc na Tunupe nalezy udac sie do malej wioseczki Coqueza gdzie nawet mozna zostac na noc w jednym z trzech Hostelikow (od 3 do 5 usd za osobe) jak i tez zaopatrzyc sie w prowiant jezeli zechcecie spedzic noc na kampingu u podnoza Tunupy.Przed zakupem biletu starszy pan poinformowal nas ze na szczyt wulkanu nie mozna wchodzic samemu ze wzgledu na bardzo strome i sypkie zbocza i bez przewodnika mozna dojsc tylko i jedynie do Kampingu gdzie oczywiscie mozna w pieknej sceneri przenocowac o ile jest sie posiadaczem namiotu i calej reszty niezbednej do tego typu przygody.Zapewnilismy go klnac sie na wszystkie bostwa ze ani nam sie sni wchodzic na wulkan i jak tylko slonce wstanie narobimy fotek i wracamy z powrotem bo przed nami dluga droga. Cale szczescie ze pan byl juz w dosc zaawansowanym wieku i wzrok mial juz nie ten bo inaczej widzial by jak sie za naszymi plecami od tych klamst kurzy.Przepakowalismy sie szybko,rowery zaparkowalismy w chacie obok ( za zgoda gospodyni) i nie ogladajac sie za siebie pomaszerowalismy w gore. Podejsce bylo dosc strome bo mielismy do pokonania tego dnia ok 900 m w gore bo tam sie kamping miescil a bylo juz grubo po 15 stej. Ledwo co dotarlismy tam przed zmrokiem bo oczywiscie sciezki pogubilismy z reszta sa tak oznakowane ze tym co je robili tylko w morde dac i zabronic takich praktyk.Tak czy inaczej bylismy na miejscu wiec kamien z serca. Rozbilismy namiot i podziwialismy kolory Tunupy w blasku zachodzacego slonca i porownywalismy go do gor teczowych jakie to widzielismy kilka tygodni wczesniej w Peru.Chcielismy rozpalis ognisko bo w okol bylo pelno suchych krzewow ktore sie na to swietnie nadawaly ale gdy nazbieralismy ich cala kupe okazalo sie ze zadne z nas nie wzielo zapalek a na bawienie sie w harcerzy bylo juz za pozno. Poszlismy wiec spac nie mogac sie doczekac poranka.Gdy tylko budzik zaczal dzwonic zerwalismy sie na nogi aby nie przegapic wschodu slonca.W nocy musialo byc bardzo zimno bo wszystko bylo oszronione a buty ktore zostawilismy poza namiotem ni jak na stopy wejsc nie chcialy. Gdy pod wplywem uginania i walenia o kamienie nabraly elastycznosci slonce zaczelo oswietlac gorne fragmenty krateru. Najpierw pokazal sie zolty a potem bialy kolor a zarazpotem szary pomaranczowy,i wreszcie czerwony. Widok nie z tej ziemi.Pognalismy wiec co sil na gore pluc o malo nie wypluwajac aby zobaczyc jeszcze wiecej. Tak jak pan bileciarz mowil grunt rzeczywiscie stabilny nie byl i zeby nie mroz ktory jeszcze do konca nie odpuscil wejscie na sam szczyt nie bylo by latwe tym bardziej ze to jeszcze prwaie kilometr w gore. Dodac jeszcze trzeba ze szlismy chyba nie zbyt uczeszczana sciezka o czym przekonalismy sie na wlasnej skorze. Podpierajac sie lokciami i czasem niemal ze broda weszlismy na gore z kad zajrzec moglismy do krateru Tunupy choc sama Korona robi o wiele wieksze wrazenie. Gdy slonce swiecilo juz niemalze pelna moca podziwialismy piekne kolory i formacje skalne jakie przez lata ten piekny wulkan ksztaltowal.Gdy my juz schodzilismy jakas grupa pod wodza przewodnika rzecz jasna dopiera wchodzila patrzac na nas tak jakby z zazdroscia ze oni musieli za to 75 usd wybulic a my to mielismy za 4 usd i w dodatku caly wulkan byl nasz przez dobrych kilkanascie minut. Zeszlismy do miasteczka dosc szybko i od razu zaczelismy szykowac sie do dalszej jazdy. Przy okazji dowiedzielismy sie ze pewna para francozow chciala powtorzyc nasz wyczyn ale w polowie drogi zostala zawrocona przez grupe przewodnikow pod grozba wezwania policji.Mieli pecha po prostu ale nam sie udalo. Byl to jeden z piekniejszych wulkanow jakie mialem szczescie ogladac i polecam go wszystkim tym ktorzy w tamte rejony maja zamiar sie wybrac.Przyznam sie teraz ze gdybym mial nawet zaplacic te 75 dolarow to zrobil bym to z przyjemnoscia. Adios